piątek, 29 maja 2015

Dzień #3: smoki i ludzie mają wiele wspólnego

Wczoraj zdradziłam, że "Smoki" Wydziału Lalkarskiego PWST we Wrocławiu z pewnością przypadną wam do gustu, a dzisiaj zobaczyłam to na własne oczy! 

###



Nie ma większej siły niż wyobraźnia

Dawno nie widziałam tak mocnego i wyrazistego dyplomu lalkarskiego, ba! - nie widziałam nigdy tak świetnego dyplomu żadnej polskiej szkoły teatralnej. Może poza "Czyż nie dobija się koni?" z PWST w Bytomiu (oba ośrodki, wrocławski i bytomski, są filiami szkoły krakowskiej). Ale zarówno wydziały lalkarskie, jak wydziały teatru tańca, pomijane są w trakcie przeglądów/ festiwali prezentujących pracę wieńczącą kilka lat nauki w szkołach teatralnych. Ze szkodą dla tych ostatnich. 

Wczoraj brałam udział w próbie spektaklu i przez kilka godzin nie mogłam wyjść z podziwu (a także uniknąć cyklicznych napadów śmiechu). Czułam, że ten dyplom może odnieść sukces. I odniósł - przynajmniej dzisiaj na dużej scenie Teatru Szwalnia - gdy najmłodsza część publiczności nagrodziła aktorów brawami na stojąco! 

"Smoki" to tekst autorstwa Maliny Prześlugi, jednej z najlepszych polskich dramatopisarek dla dzieci. Jej język odchodzi od baśniowej narracji skierowanej do najmłodszych czytelników / widzów w stronę współczesnej, podwórkowej "gadaniny". Postaci przez nią kreowane mówią tak, aby każdy je rozumiał, potrafił się z nimi utożsamić, a co więcej - zaprzyjaźnić. Tak samo jest w "Smokach" - przecież takich bohaterów jak Roar, człowiek Karol i Prosiak nie można nie polubić. 

W tekście i spektaklu dochodzi do wzajemnego odkrycia, jak i zderzenia dwóch światów - ludzkiego ze smoczym. Smoki mają swój parlament, chodzą do pracy i szkoły, ale mają tylko tatusiów - nie wiadomo co się stało z ich mamami. Jednak wbrew ludzkim opowieściom nie zioną ogniem, nie palą domostw ani nie porywają owiec. Ludzka nacja utożsamia smoki ze złem najwyższej próby, a jej modelowym przedstawicielem jest człowiek Karol, który przez 20 lat szukał smoka, aby go zgładzić. Gdy jednak przenosi się do świata po drugiej stronie szafy (lub łóżka) spotyka Roara, który jest tak uroczy i niewinny, że nie potrzeba wiele czasu, aby zaniechać planu jego unicestwienia. Spotkanie człowieka ze smokiem pokazuje jak lustrzane światy stworzyła Prześluga. Choć schemat jest ten sam, wszystko jest na opak. Nawet bajki mają podobne, choć w krainie Roara w drodze do chatki babci po lesie paraduje Smoczy Kapturek, a ziejącego ogniem człowieka unicestwiła DrakEwka (miała czeskie korzenie).

Na sukces spektaklu "Smoki" składa się wszystko - tekst dramatyczny, scenografia, rekwizyty, lalki, kostiumy, charakteryzacja, muzyka (przywodząca na myśl slapstickowe gagi), światło, a także kreacje aktorskie (zarówno zbiorowe, jak i indywidualne) oraz reżyseria. Te elementy wydają się działać na zasadzie symbiozy, gdy jedno nawali - reszta działa sprawnie, ale już bez takiej samej mocy. Strona plastyczna i graficzna spektaklu przywodzi na myśl prace Rogera Ballena, ale równie dobrze koresponduje z bardziej popkulturowymi skojarzeniami (np. wizerunkiem Frankensteina). Kostiumy i makijaż przywodzą na myśl bal przebierańców o tematyce halloweenowej. Natomiast przepiękne białe peruki, szczególnie smocze, jednoznacznie kojarzą się z nakryciem głowy noszonym przez Diabolinę w disneyowskiej adaptacji "Śpiącej Królewny". Te wszystkie inspiracje jak najbardziej wpływają na jakość i odbiór spektaklu, gdyż czerpią ze źródeł znanych odbiorcom. 

Osobny akapit należy poświęcić aktorom. Każdy z nich, bez wyjątku, stworzył postać (lub postaci) wyjątkowe i skupiające uwagę. Zabawny i dobroduszny Roar Pawła Kuźmy, walczący o swoje marzenia człowiek Karol grany i animowany przez Jakuba Grębskiego, czy dokonały przykład czarnego charakteru, w którym od pierwszego wejrzenia zakocha się każdy, nawet o niezbyt miękkim sercu - świński Prosiak, w rolę którego wcielił się doskonały Igor Fijałkowski. Żeńska część zespołu niczym nie odbiegała poziomem gry aktorskiej i interpretacji tekstu od części męskiej (dziewczyny wcielały się w więcej postaci, niż chłopcy). Olga Żmuda, kreująca zarówno ojca, jak i matkę Roara zachwycała energią i pięknym, niskim głosem. Elżbieta Mielnik - genialna babcia głównego smoczego bohatera - potrafiła wykrzesać z ciała i wyrazu twarzy wszelkie możliwe stany emocjonalne, a także zmienić się w kilkusetletnią smoczycę, która zrzuciła już ostatnią łuskę. Natomiast eteryczna i delikatna Paulina Wolińska zaskoczyła siłą głosu oraz kreacją postaci o zabarwieniu negatywnym. 

O "Smokach" mogłabym napisać o wiele więcej, gdyż tak intertekstualnego spektaklu nie można omówić w kilku akapitach - zdecydowanie należy mu się głębsza, całościowa analiza. Ach! i najważniejszy aspekt całego wydarzenia - publiczność. Dzieciaki bawiły się wyśmienicie, a starsza widownia - jeszcze lepiej. Ten spektakl to podróż wgłąb własnej wyobraźni, gdyż często zapominamy o tym w co wierzyliśmy, gdy byliśmy dziećmi. Człowiek Karol to dziecko-dorosły, który uświadamia nam jak wiele tracimy, gdy zaczynamy rezygnować z prawa do wyobraźni. Czasem wystarczy otworzyć szafę, zamknąć oczy i usłyszeć echo dochodzące z krain, które nasza pamięć już wymazała. 

A! I trzymamy kciuki za całą grupę, ponieważ 4 czerwca "Smoki" biorą udział w 17. Spotkaniach Szkół Teatralnych Krajów V4 w Nitrze na Słowacji! 

# myślę - nie ma powodu żeby nie wierzyć w smoki
# czuję - że mogłabym przytulać Prosiaka tak samo jak Roar 

# Kasia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz