środa, 27 maja 2015

Dzień #1: rozmowy o życiu i umieraniu

Prowadzenie bloga rozpoczęłam od luźnych zapowiedzi spektakli i warsztatów, których codziennie wymyślanie było dla mnie niezwykłą frajdą. Dziś zobaczyłam pierwsze propozycje festiwalowe i chciałabym napisać o nich kilka słów, które nie zawsze pewnie okażą się miłe. Jednak postaram się jak najbardziej konstruktywnie przeprowadzić potencjalną krytykę. 

###

Dlaczego Śmierć zawsze przychodzi z wiekiem?

To pytanie zadał jeden z młodych widzów i zarazem członek "małego jury" festiwalu. Zwróciłam na nie szczególną uwagę, ponieważ (świadomie lub nie) koresponduje z potocznym, ogólnie znanym powiedzeniem. Spektakle warszawskiego Teatru 21 są wyjątkowe, ponieważ zajmowane przez zespół stanowisko wobec kategorii "terapia przez teatr" jest po prostu szczere. Tekst Wolfa Erlbrucha wzięty przez nich na warsztat porusza tematy bliskie nam wszystkim, bez względu na wiek, jednak robi to w sposób niezwykle delikatny i niewymuszony. 

Postaci są trzy, tak jak w oryginalnym tytule książki dla dzieci niemieckiego autora - jest Gęś, jest Śmierć i jest Tulipan (choć nie nazwany, można dopatrzeć się jego obecności). Justyna Wielgus - aktorka, tancerka, animatorka kultury - z ogromną świadomością ciała i ruchu poprowadziła spektakl od początku do końca tak, że nie można było oderwać wzroku od jej kreacji - Gęsi. Wraz z Sabą Litwińską (czerwony Tulipan), odpowiedzialną za muzykę na żywo, wprowadziły widzów na scenę wyliczanką, która stała się leitmotivem spektaklu. 

"Śmiertelnie trudna gra" skonstruowana jest z wielu zabaw, które w głębi serca są nam bliskie. Gra w klasy, wyklejona niebieską taśmą na podłodze, nie traciła swojej formy, nawet po odklejaniu kolejnych kawałków. Każdy z nich, oderwany od całości, tworzył odrębny byt - kotylion przypięty do piersi, rechocącą złośliwie żabę czy małą gąskę, która z trudnością zrywa się do lotu. W pewnym momencie pojawia się Śmierć, grana przez rewelacyjną Magdalenę Świątkowską. Postać, której nie zauważamy, a przecież towarzyszy każdemu z nas od naszego urodzenia. Choć dzieci głośno krzyczały, że nie chcą umierać, to jednak Śmierć dała się polubić, a nawet puszczała oczko do najmłodszej widowni. Może dlatego, że gdy publiczność zaczęła zadawać jej pytania, ona zwyczajnie nie potrafiła na nie odpowiedzieć. 

Aktorki uzupełniały się, doskonale współpracowały i dawały niesamowitą energię, którą widzowie zwracali z ogromnym zapałem. Choć tematem przewodnim spektaklu była śmierć, próba jej oswojenia i zrozumienia, to jednak na pierwszy plan wybijała się chęć życia. Po spektaklu odbyły się krótkie warsztaty, będące uzupełnieniem i komentarzem do tego, co dzieci zobaczyły na scenie. Odpowiadały na pytania, gdzie w ciele znajduje się pamięć, jak można najlepiej ją zatrzymać i pielęgnować, a także pisały na kartce imię osoby, której już przy nich nie ma, ale zawsze pozostanie w ich pamięci. Te kartki należało schować w bezpieczne miejsce. 

Widząc kolejny raz ten spektakl uświadomiłam sobie, że nie boję się mówić o umieraniu, ale boję się o nim myśleć. Może słowa wypowiedziane na głos zostają w pewien sposób oswojone. Może na tym polega śmiertelnie trudna gra. 

# myślę - jestem spokojna
# czuję - radość

"Śmiertelnie trudna gra"
reżyseria: Justyna Sobczyk
dramaturgia: Justyna Lipko-Konieczna
scenografia, kostiumy: Agata Skwarczyńska
obsada: Magdalena Świątkowska, Justyna Wielgus
muzyka na żywo: Saba Litwińska
reżyseria światła: Sebastian Klim



###

Jesteśmy po to, by szczekać, a czasem wyć do księżyca

"Wielkie pytanie" to spektakl skłaniający do refleksji na własnym "ja". Niewiele w nim tekstu, poza powtarzającym się jak mantra zdaniem "jesteś po to, aby...". Główny bohater jest niemym obserwatorem własnego życia, tego, co się wokół dzieje. W dniu swoich urodzin otrzymuje wiele odpowiedzi na niewypowiedziane w spektaklu pytanie - po co jestem, dlaczego istnieję? Widzi, jak śmierć zabiera bliskich mu ludzi, obserwuje przebieg i skutki wojny. Przechodzi przez życie samotnie, aż w końcu spotyka osobę, u boku której czuje się bezpiecznie.

Odnoszę wrażenie, że można by, bez wyrządzenia krzywdy spektaklowi, zrezygnować z tekstu wypowiadanego na scenie. Minimalistyczną scenografię, składającą się z trzech pochyłych powierzchni, fakturą i kolorem przypominających ziemię, zamknięto w przestrzeni sceny pudełkowej. Światła używano oszczędnie, a muzyka Mateusza Dębskiego podkreślała melancholijny charakter spektaklu. 

Szczególną uwagę należy zwrócić na lalki, które swoją konstrukcją oddawały kruchość i nietrwałość ludzkiej egzystencji. Ich twarze, niewyrażające żadnego uczucia, nadawały uniwersalności budowanemu światu. Również aktorzy ukryli swoje twarze za półmaskami, wyłączając Łukasza Batko animującego głównego bohatera. Ściągają je na sam koniec, gdy światła już gasną, a widz musi sam sobie odpowiedzieć na to wielkie pytanie, przytłaczające ciężarem milczenia. 

Marcin Jarnuszkiewicz, reżyser spektaklu, wziął na warsztat kolejne dzieło Wolfa Erlbrucha - bajkę filozoficzną "Wielkie pytanie". Zmusza ona do próby znalezienia własnej odpowiedzi na pytanie, które tkwi w każdym z nas, głęboko zakorzenione. Zdanie będące tytułem mojego tekstu zostało wypowiedziane przez psa i wydaje mi się, że w prosty, a jednocześnie niedosłowny sposób determinuje refleksję dotyczącą naszej egzystencji. Dlatego nim zakończę, bo obawiam się, że sama nie potrafię odpowiedzieć na większość wielkich pytań. 

# myślę - piękno mieści się w detalu
# czuję - trochę drżę

"Wielkie pytanie" Wolf Erlbruch
tłumaczenie: Julian Kutyła
reżyseria: Marcin Jarnuszkiewicz
scenografia: Marta Zając
muzyka: Mateusz Dębski
obsada: Hanna Matusiak, Małgorzata Krawczenko, Krzysztof Ciesielski, Łukasz Batko

# Kasia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz